Jak powstawała książka "Hela Foka. Historie na fali", jak wygląda codzienne życie bałtyckich ssaków i na jakie zagrożenia są narażone opowiada Renata Kijowska - reporterka Faktów TVN i TVN24.
Rodzinny Kraków: Pod koniec maja miała miejsce premiera kolejnej książki Pani autorstwa – po Kubie Niedźwiedziu przyszedł czas na opowieść o przygodach foki Heli. Skąd u dziennikarki rodem z Krakowa tak duża sympatia do tych morskich ssaków?
Renata Kijowska: Skąd zainteresowanie morskim życiem u dziewczyny z południa? Zawdzięczam je chyba radarowi ustawionemu na kłopoty zwierząt. Ten radar wyłapuje sygnały - na przykład te z zeszłorocznych wakacji, kiedy raz po raz znajdowano na plażach skrzywdzone przez człowieka foki. Wcześniej słyszałam, że nie wszyscy cieszą się z ich powrotu na nasze wody, ale to wyglądało już jak wypowiedzenie wojny.
Po publikacji „Kuby Niedźwiedzia” czytelnicy pytali, jakie zwierzę będzie następne i wtedy wybór padł na foki właśnie. Dodatkową motywacją było także to, że o życiu w morzu tak mało wiedziałam. To były dla mnie prawdziwe odkrycia. Krewetki w Bałtyku? No tak! Zaskakujące umiejętności ciotek naszej meduzy, zwyczaje wielorybów - to było fascynujące.
Inne „odkrycia” przerażały. Hałas, który szkodzi morświnowi stał się dla mnie realnym problemem, podobnie jak okropne słowo „przyłów”, czy problem z wrakami. To budziło smutek, ale też ogromnie cieszyły spotkania z ludźmi, którzy się fokami zajmują i z samymi fokami. To bardzo mądre i zabawne zwierzaki.
Co sprawiało Pani największą przyjemność podczas prac nad opowieścią i czy pojawiły się też jakieś trudności, przeszkody, które hamowały prace nad książką?
Co wspominam najmilej? Wyprawy do fok właśnie. Do Stacji Morskiej im. prof. Skóry Uniwersytetu Gdańskiego w Helu. Mieszka tam sympatyczne focze stado. Dowodzi nim Bubas, samiec-gentelmen, któremu w paradę chciałby wejść czasem rozbrykany Fok - młodszy samiec. Są też foczki: Ewa, Ania, i samica o poetycko brzmiącym imieniu Unda-Marina, które znaczy Morska Fala. O te zwierzaki troszczy się zespół naukowców ze Stacji.
Raz na jakiś czas, za płotem fokarium, w izolatce lub szpitaliku robi się tłoczno. Trafiają tam foki żyjące w naturze, a potrzebujące nagłej pomocy. Przywożą je na Hel wolontariusze Błękitnego Patrolu WWF, kiedy fokę w potrzebie zobaczą sami, albo ktoś im zgłosi, że na plaży, w bezruchu leży foka.
Po czym poznać, że potrzebuje pomocy a nie odpoczywa? Czasem ma widoczne rany, jest wychudzona, a czasem po prostu nie ucieka przed człowiekiem, a powinna. Wyjątkiem jest tu cudna Celebrytka, foka pospolita, która wychodzi sobie odpocząć na plaże w okolicach Krynicy Morskiej i „rozkłada” się tuż przy kutrach, albo między kocami plażowiczów. Trzeba pamiętać, że nie wolno jej przeszkadzać, a jej towarzyska natura, to nie zaproszenie do podchodzenia. Dopóki czuwają nad nią błękitni wolontariusze, tacy jak Janusz Czerwiński, z którym kiedyś pełniłam na plaży krótki dyżur - foka jest bezpieczna, ale szczerze mówiąc martwię się o Celebrytkę, że przez swoją bezpośredniość napyta sobie kłopotów.
Inny wspaniały, choć zimny dzień spędziłam w ujściu Wisły, w okolicy Mewiej Łachy z inną wolontariuszką Anną Kassolik, znaną z pięknych fotografii przyrody, także portretów fok. Kropiło, była straszna mgła i sądziłyśmy, że niczego poza śladami obecności bobrów nie zobaczymy, a jednak były tam! Dzięki lornetkom udało się dostrzec kilka olbrzymich cielsk, odpoczywających na wysepce w towarzystwie... bielików!
Ha! Ileż ciekawych ptaków poznałam przy okazji tych wyjazdów. Doktor Szymon Bzoma pozwolił mi obserwować jak liczy się ptaki. O tej porze, czyli w lutym, pływało w Bałtyku mnóstwo … lodówek :-) To kaczki.
Przy okazji apel: uważajmy na małe sieweczki. Lubią sobie zakładać gniazda blisko wody, na plażach. Nie wszyscy plażowicze szanują ich pierwszeństwo w tym miejscu.
Praca nad książką pozwoliła mi, czy wręcz wymusiła wyjazdy nad morze jesienią i zimą. Wtedy też warto tam jechać. Jest co oglądać w większej ciszy i bez tłoku. Trudnością jaką napotkałam w tej przygodzie, było zorganizowanie tych wypadów, bo mieszkam z dala od morza i dużo pracuję. Chodziło więc o wygospodarowanie tych kilku dni na wyrwanie się na drugi koniec Polski.
Czy podczas swoich pobytów w Stacji Morskiej Uniwersytetu Gdańskiego na Helu udało się Pani poznać bliżej jakąś fokę, a jeśli tak, to jak wyglądało takie spotkanie?
Mieszańcy fokarium Stacji Morskiej w Helu to urocze towarzystwo. Każda z fok ma swój charakter, zwyczaje. Jak to foki, tworzą... harem, czyli kilka samic skupionych jest wokół samca. Szefem tam jest Bubas, ale nie nadużywa swojej pozycji i nawet dogaduje się z Fokiem-łobuziakiem. Foka wszędzie jest pełno, domaga się uwagi. Kiedy jego opiekunka rozmawia z kimś, fok ryczy, że teraz czas właśnie nim się zająć. To właśnie od foka dostałam całusa :-) Oczywiście pod okiem jego trenerki. Uprzejmie proszę czytelników, by sami nigdy nie zbliżali się do foki. Poza tym, że nie wolno jej przeszkadzać, może ugryźć.
Foki z Helu, to spryciarze. Uczą się bardzo szybko i kombinują. Byłam świadkiem, że gdy Ewa dostała polecenie, by podać opiekunce rzuconą do wody piłkę, zatrzymała się przy zabawce, która leżała bliżej i to ją podała, nie męcząc się szukaniem swojej :-).
Tamtejsze foki codziennie dużo ćwiczą. Nie po to jednak by nas sztuczkami bawić ( to efekt uboczny), ale by nauczyć się komend, które pozwolą im na przykład dać się zbadać bez lęku. Foki wiedzą, że gdy padnie dana komenda, ktoś ogromną strzykawą pobierze im krew do badań, ale wiedzą też, że nic złego poza ukłuciem się wtedy nie wydarzy. Na końcu za to dostaną rybkę. Rybka, to świetny sposób na wszystko, nawet na... podanie w niej lekarstwa.
Podczas pobytu w Stacji poznałam też małego samca, którego przywieziono z plaży z powodu choroby skóry. Był mocno osłabiony i obawiano się, że mimo starań nie wyjdzie z tego cało. Jednak polewanie przez pana Paulinę maścią, zjadanie ryb z lekarstwami, spokój i cisza, przyniosły rezultaty. Wrócił do morza.
Najprzyjemniejszym spotkaniem z foką było jednak to w Kątach Rybackich ze wspomnianą Celebrytką. Wybrałam się do tej miejscowości, bo pan Janusz, wolontariusz wspominał, że ostatnio tam właśnie lubi wychodzić by odpocząć na plaży. Przyjechaliśmy tam i po bardzo długim spacerze wydawało się, że nic z tego. Celebrytka nie pokazała się. Gdy wybierałam się w podróż powrotną, zadzwonił telefon, że właśnie wyszła i ucina sobie drzemkę. Nim dobiegliśmy wokół niej już skupił się spory tłum. Ktoś krzyczał, ze to... morświn. Inny martwił się, ze chyba nie żyje bo się nie rusza, ktoś zagapiony w smartfona omal się o nią nie przewrócił. Szybko rozwinęliśmy wokół niej taśmę (taką jakiej czasem używa policja) tak by w promieniu dwudziestu metrów nikt się do niej nie zbliżał i czuwaliśmy nad jej spokojną drzemką, prosząc by nie dopuszczać do niej psów, albo nie przekraczać taśmy w celu zrobienia sobie selfie. Celebrytka raz po raz podnosiła głowę, patrzyła w naszą stronę, ale głównie spała, turlała się z boku na bok i wyraźnie zadowolona, odpoczywała mimo ludzi, którzy ją obserwowali. To foka pospolita, ma jeszcze bardziej sympatyczny pyszczek od fok szarych ( też pięknych). Imię Celebrytka, chyba nikogo nie dziwi :-).
Foki, podobnie jak niedźwiedzie, są zwierzętami dzikimi, choć wydają się bardzo sympatyczne, to przestraszone lub rozdrażnione mogą ugryźć. Jak zatem zachować się, gdy podczas naszego pobytu nad morzem spotkamy na plaży fokę. Czy warto od razu powiadamiać odpowiednie służby, czy lepiej samemu sprawdzić jej kondycję, czy może po prostu nie zbliżać się do niej?
Przez lata tak skutecznie tępiliśmy foki, że dziś ich widok w naturze, to rzadkość, tym bardziej, że nasze wybrzeże raczej nie sprzyja foczemu wypoczynkowi. Zaadaptowaliśmy je pod nasze, plażowe potrzeby. Raz na jakiś czas foki, tak jak Celebrytka, widywane są na polskich plażach. To zwierzęta wodno-lądowe, potrzebują lądu, by nabrać sił, po polowaniu na ryby, pływaniu, nurkowaniu itp.
Jeśli zobaczymy fokę na piasku, z pewnością nie wolno się do niej zbliżać. Jeśli źle się czuje, jest na przykład ranna, a przestraszona ucieknie do morza - nikt jej już nie pomoże. Poza tym może dotkliwie, boleśnie ugryźć. Konieczne jest wówczas podanie serii zastrzyków, zażywanie antybiotyków itp. Takie rany po foczych zębach źle się goją.
Jeśli foka którą widzimy z pewnej odległości jest... gruba, to oznacza, że ma zapas tłuszczu, jest dobrze odżywiona i świadczy to o jej dobrej kondycji. Jeśli nie ma widocznych ran, prycha na człowieka, ucieka od niego, to z dużym prawdopodobieństwem nic jej nie jest. Wyszła z wody odpocząć. Niestety często trudno to ocenić. Nawet fachowcy mają z tym problem, więc zdarza się, że przeszkoleni wolontariusze Błękitnego Patrolu WWF czuwają i oceniają stan foki nawet kilka dni. Widząc fokę na plaży koniecznie po nich zadzwońmy. Numer znajdziemy przy każdym wejściu na plażę. Jest umieszczony na specjalnych tablicach. Można też dzwonić bezpośrednio do Stacji Morskiej w Helu. Zanim przyjadą wolontariusze lub naukowcy, dla dobra foki, dobrze by było ją przypilnować, właśnie po to, aby ktoś nie podchodził do niej, nie próbował szturchać itp. Zauważyłam, że wystarczy stanowcza prośba, by ludzie zrozumieli, że nie wolno się do foki zbliżać.
Martwe foki znajdowane na bałtyckich plażach to powtarzający się horror. Jak chronić te wodno-lądowe zwierzęta, dla których zagrożenie stanowi zarówno zanieczyszczenie środowiska, jak i człowiek. Wiadomo przecież, że rybacy nie sympatyzują z fokami.
To prawda, że rybacy rywalizują z fokami o morskie zasoby. Ale czyż nie mają do nich takiego samego prawa jak my? Były tu pierwsze.
Prawda, że foki widząc sieci pełne ryb, czują się zaproszone do zastawionego stołu i po prostu wyjadają co smaczniejsze kąski. Nadgryzają kawałek łososia, resztą gardzą. Ale nieprawdą jest, że to przez foki ryb jest mniej, bo one je wyjadają. Kłopoty z populacją dorsza czy łososia wzięły się z tego, że niedawno łowiliśmy za dużo. Swoje dołożyły zmiany klimatu. Ryby są o wiele mniejsze niż kiedyś, ale to nie jest wina fok.
Jak na razie nie wiemy kto zabijał foki, zwierzęta chronione. Po tych makabrycznych odkryciach, ze strony niektórych rybaków, padały głosy, że to ktoś od nich. Inni zaprzeczali, ale niechęci do fok nikt się nie wypierał. Jak tą niechęć zmniejszyć? Są rozwiązania na przykład w Szwecji, które sprawiają, żę rybacy łowią swoje, a foki nie mają dostępu do ich połowów. Chodzi o nowoczesne narzędzia, które zastąpiły zwykłe sieci. To na przykład klatki na dorsze. Skonstruowane tak, że ryba do nich wpłynie, ale foka za nią już się nie przedostanie. Zniechęcona odpływa. To się już za granicą sprawdza. By foki i ludzie żyli w zgodzie, trzeba po takie rozwiązania sięgnąć. Może warto zachęcić rybaków jakimiś dopłatami, aby zechcieli je wypróbować?
Współpraca z rybakami jest ważna, także dla ochrony innego morskiego ssaka - morświna. Jest on częstą ofiarą przyłowu (foki zresztą też). Wpada w rybackie sieci, które są tak cienkie, że echolokacja nie ostrzega go przed niebezpieczeństwem. Zaplątany, nie może się wynurzyć, a gdy nie może zaczerpnąć powietrza - tonie. Tu także istnieją narzędzia, które mogą temu zapobiec. Pingery mają kształt wrzeciona i emitują dźwięk niesłyszalny dla ryb, ale odstraszający morświny. Wystarczy, by rybacy montowali je na swoich sieciach. Niestety, dziś taki obowiązek mają tylko większe jednostki. Dla reszty to sprawa nieobowiązkowa.
Nowoczesne narzędzia połowowe, pingery, niehałasowanie na przykład wodnymi skuterami, które może dezorientować morświny, powiadamianie służb, gdy widzimy fokę na brzegu - to kilka zadań dla nas.
W książce pojawia się bogata galeria przeróżnych osobowości i charakterów – rezolutna i wesoła foka Hela, elegancki, ale i pomocny morświn Sonar, szalona i pełna rozmaitych fobii mewa Krejzi czy prowadzące nieco szemrane interesy towarzystwo krewetek. Czy nadając postaciom bohaterów określone rysy charakteru inspiruje się Pani znajomymi osobami ze świata realnego czy jest to czysta fantazja?
Bardzo mi zależało, żeby postaci w Heli nie były płaskie, miały charaktery, osobowości, które pod wpływem zdarzeń ewoluują. Mam nadzieję, że się udało i czytelnicy są przekonani, że w czasie lektury przebywają w towarzystwie rezolutnych, nieśmiałych, cwanych, odważnych, nieco szalonych czy nawet niezbyt uczciwych stworzeń.
Oczywiście czerpałam z otoczenia ile się dało :-). Tym razem za wzór, nie stawiałam sobie swoich dzieci. One przydały się w „Kubie Niedźwiedziu” :-), ale obiektów nie brakowało. Znam pewną ciekawską, rezolutną, choć nie bez wad (któż ich nie ma) - dziewczynkę. Znam chłopca, któremu zbyt mocno zależy na opinii innych, za mało ufa sobie. Znam krewetki, a jakże! Mówią mi dzień dobry :-). Wkoło nie brakuje niepozornych, a odważnych bohaterów, no i każdy z nas jak mewa Krejzi ma jakieś lęki, fobie, niechęci.
Mam nadzieję, że zwłaszcza jeśli chodzi o głównych bohaterów, dzieci będą się z nimi utożsamiać i być może Hela, Sonar lub Krejzi, pomogą przezwyciężyć ich własne obawy i ograniczenia. Chciałabym, aby uwierzyły, że mimo swoich niewielu lat, wiele mogą.
Można powiedzieć, że jest już Pani ekspertem od opowiadań dla dzieci na ważne tematy dotyczące życia, potrzeb i zagrożeń, jakie czyhają na zwierzęta zamieszkujące obszar naszego kraju. Jak pisała już Pani w Historiach z gawry, zależy Pani na opowieściach „bez kitu” dla młodych czytelników i bez wątpienia obie książki spełniają ten wcale niełatwy warunek. Czy będzie zatem kontynuacja tej formy opowiadań dla dzieci?
Bardzo dziękuję, że tak to Pani ocenia. Gdy piszę dla dzieci, chciałabym bez nachalnej edukacji, zaszczepić w nich troskę o naturę, podając proste rozwiązania. Dzieci przecież bez żadnych podpowiedzi kochają zwierzęta i chcą im pomóc. Prosta sugestia, że bardziej pomoże im zabranie ze sobą papierka po cukierku, niż częstowanie niedźwiedzia kanapką, że bardziej pomoże telefon do Błękitnego Patrolu niż polewanie foki wodą (tego nie róbmy) - mam nadzieję sporo wniosą.
Pisząc obie te pozycje, sama dobrze się bawiłam dowiadując się różnych rzeczy. Mam nadzieję, że ta radość udzieli się czytelnikom i będą mieli satysfakcję z lektury oraz narzędzia, czyli wiedzę, co robić w terenie.
Czy będą kolejne części? Dostałam już całą listę zwierząt w potrzebie. Bacznie się tej liście przyglądam :-).
Dziękujemy serdecznie za rozmowę i czekamy na kolejną wciągającą opowieść Pani autorstwa.
Z Renatą Kijowską rozmawiała Anna Kosierkiewicz
Przeczytaj także: Recenzja książki Renaty Kijowskiej "Hela Foka. Historie na fali"